poniedziałek, 22 lipca 2013

Przeprosiny ;c

Z całego serca chcemy przeprosić, że od maja nic się nowego nie pojawiło tutaj mimo, że obiecałyśmy poprawę. Niestety szkoła przeciążyła nas i sprawy osobiste, które też zajmowały nam sporo czasu. :( Teraz jednak nie planujemy żadnych wyjazdów już i w najbliższych paru dniach postaramy dodać nowy rozdział.

Jeszcze raz przepraszamy, że Was zawiodłyśmy. Zaległości na blogach postaramy się nadrobić jak najszybciej. :) 


ChazzyChaz♥ 
Zapraszamy również na naszego fanpejdża i prosimy o pomoc przy rozsławieniu go, a gdy będzie sporo osób lajkujących to ruszy tzw. z kopyta :D 
Trzymajcie się ciepło i udanych wakacji, do następnej notki. ♥ 

niedziela, 26 maja 2013

Rozdzial8. `I’m getting back what I gave`

Rozdział dedykowany naszej przyjaciółce Darii. Nasza nowa czytelniczka :)
-*
    Wyjrzałam przez okno, słońce świeciło jak nigdy w te wakacje. Przebrałam się w kremową sukienkę do
połowy ud, włosy splotłam w warkocza i ruszyłam na poszukiwanie butów. Gdy w końcu udało mi się znaleźć białe sandałki na delikatnym obcasie, poinformowałam siostrę, że wychodzę.
-Gdzie?
-Do szpitala, chcę zobaczyć co z Rob`em- wyszłam z domu równie szybko jak odpowiedziałam.
Skierowałam się na przystanek autobusowy, od tamtego wypadku mam lęk przed taksówkami. Trochę to potrwa zanim znów zacznę nimi jeździć. Usiadłam na ławeczce i czekałam na przyjazd pojazdu. Minęło dobre 15 minut, zanim autobus się zjawił. W tym czasie zdążyłam opalić sobie ramiona i dekolt, czułam lekkie pieczenie na skórze. Wsiadłam do zatłoczonego pojazdu, uprzednio kupując odpowiedni bilet. Usiadłam na wolne miejsce i zaczęło mnie dręczyć wrażenie, że coś się wydarzy. Niekoniecznie pozytywnego. 
Wchodząc do budynku przeszły mnie dreszcze. Nienawidzę takich miejsc, białe ściany, wysterylizowane podłogi i sztucznie uśmiechnięte recepcjonistki. Podeszłam do jednej z nich, na całe szczęście obok pojawił się lekarz Bourdon`a. Od razu mnie rozpoznał.
-Obudził się dzisiaj nad ranem, przewidywałem, że dłużej to potrwa, ale ma na prawdę silny organizm i już nie długo z tego wyjdzie. Narzeka jedynie na ból rąk i że długo nie będzie mógł grać.
-Zaprowadzi mnie pan do niego?
-Oczywiście, proszę za mną- skierowałam się za mężczyzną w białym fartuchu. Po dwóch minutach drogi białym korytarzem, przekroczyłam próg sali, w której leżał młody perkusista. Lekarz kazał usiąść mi przy łóżku, a sam zaczął poprawiać mu kroplówkę. Perkusista się zaczął rozbudzać.
-Czy już umarłem?- spojrzał na mnie zamglonymi oczami. 
-Nie. Żyjesz, jesteś wśród żywych- uśmiechnęłam się szczerze.
-To dlaczego widzę anioła?- zaśmiałam się. 
-Dobry tekst na podryw.
-To kim jesteś jak nie aniołem?
-Dziewczyną, która też brała udział w tym wypadku co ty, tylko, że ja wyszłam bez szwanku. Miałam więcej
szczęścia od Ciebie- spuściłam wzrok, zrobiło mi się go jeszcze bardziej żal. 
-Ej, nie smutaj! Wszystko będzie dobrze, nie długo wyjdę z tego.
-Gdybym może nie wsiadła do tej taksówki to by Ci się nic nie stało, nie przekładalibyście trasy. Wszystko 
przeze mnie.
-Jak nie ty, to ktoś inny by wsiadł. A szczerze mówiąc, wolę siedzieć tutaj z Tobą niż z kimś innym. 
-Miło mi- czułam jak na moje policzki napływa fala rumieńców. 
-Orientujesz się w sprawach zespołu. Fanka?
-Największa na świecie!- odpowiedziałam chyba trochę za głośno. Rob się tylko zaśmiał. 
-Więc nie muszę Ci się przedstawiać, ale pragnę poznać Twoje imię. Zdradzisz mi je, aniele?
-Maddeline, ale dla przyjaciół Maddie. 
-Zaliczam się do tego grona?
-Jak najbardziej! Jesteś w końcu jednym z moich największych idoli. 
Rozmowa trwała w najlepsze. Pomijając rozmowę z Chesterem w kawiarni ta jest kolejna, której nie 
zapomnę do końca życia. Nie sądziłam, że Rob jest tak zabawnym facetem. Cały czas opowiadał o żartach, które robią sobie nawzajem z chłopakami. Dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy na temat każdego z nich. Niektóre historie znałam już od Bennington`a. Jednak, miło było posłuchać je znowu, tymbardziej z ust kogoś innego.
-Mogę Ci zaufać?
-No pewnie- odpowiedziałam zanim zdążył złapać oddech po wypowiedzianym pytaniu.
-Mam taki plan, lekarz już wie i mi pomoże. No więc, chcę udawać, że mam amnezję i kompletnie nic nie pamiętam.Wiem, że chłopaki będą na mnie wścielki za to, ale chcę ujrzeć na własne oczy jak się tym przejmą i będą się starali żebym wszystko sobie przypomniał. Wchodzisz w to?
-No dobrze, ale co ja bym miała robić?
-Odwiedzać mnie, próbować przypomnieć mi parę rzeczy, a co najważniejsze poznasz cały zespół!
-Dobrze, zgadzam się. Kiedy mam Cię ponownie odwiedzić?
-Pojutrze, jutro mam przez cały dzień jakieś badania, a lekarze nie rozumieją, że czuję się świetnie.
-Dobrze przyjdę po południu. Zdrowiej, pa. 
-Pa- pomachał mi dłonią, którą ledwo dał radę unieść. Uczyniłam ten sam gest z uśmiechem. Wyszłam z sali i zderzyłam się z kimś. Spojrzałam na tą osobę. Zatkało mnie..
-Maddie? Jak dobrze Cię widzieć.
-Nie wiem czy moja odpowiedź też by tak zabrzmiała.
-Minęło tyle czasu, nadal jesteś zła?
-A ty byś nie był? Matt przestań żyć w swoich bajeczkach i spójrz prawdzie w oczy. Zraniłeś mnie i to bardzo!
-Przepraszam! Nie chciałem! Żałuję najbardziej na świecie, brakuje mi Ciebie. Wróć do mnie. Daj chociaż 
zaprosić się na kawę- jego żal w głosie doprowadził do tego, że się zgodziłam.
-Niech Ci będzie- po upływie dwudziestu minut, siedzieliśmy już w kawiarni. Złożyliśmy zamówienie.
-Masz kogoś?
-Nie. Nie umiałam nikomu zaufać po tym co mi zrobiłeś.
-Ile mam jeszcze razy przepraszać?!
-Zrozum, wybaczyłam Ci wtedy ale nie na tyle, żeby znowu z Tobą być. To nie wróci. Już nie czuję do Ciebie tego co kiedyś, zrozum. To uczucie ulotniło się jak powietrze dawno temu.
-Ja nie potrafię fukncjonować bez Ciebie. Nadal trzymam nasze wspólne zdjęcia. To w Tobie byłem zawsze 
zakochany, to Tobie pożyczałem zabawki w piaskownicy, nie Joannie! Pamiętasz prezent na piętnaste urodziny?
-Pamiętam- czułam jak morze łez napływa do moich oczu. 
`-No chodź szybko! Spodoba Ci się!- ciągnął mnie za rękę Matthew. 
-No przecież idę, trzymasz mnie za rękę- śmiałam się z jego roztrzepania. Zawsze tak miał kiedy obchodziłam urodziny. Doszliśmy do drzewa, przy którym zawsze siedzieliśmy. Podeszłam bliżej i przeczytałam napis, który wyrył dla mnie mój przyjaciel.`
-Na zawsze razem, mimo przeciwności losu. M&M- wyrecytował tekst, który prześladował mnie przez pół roku po zerwaniu. Mimo, że wtedy miał na myśli przyjaźń, dopiero później zdecydowaliśmy się na związek. 
-Ale nas jako para już nie ma i nie będzie. Wiem, że przyjaźni na pewno nie chcesz. Nic innego nie mogę Ci 
zaoferować. Przykro mi.. 
-Chcesz żeby tak zakończył się nasz związek? Nie tęsknisz za tym co było?
-Nie. Czy taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje?- zapytałam z lekkim zdenerwowaniem. 
-Wolałbym usłyszeć `tak`. Chociaż ty pewnie nadal wierna tym swoim chłopaczkom z Linkin Park, co? Wierzysz, że będziesz z którymś z nich? Mylisz się, w końcu Joanna wychodzi za twojego kochanego Chesterka- wyśmiał mnie. Po prostu mnie wyśmiał. 
-Wiesz co? Pieprz się, mam dość Ciebie i tego co mówisz o ludziach, których nie znasz!
-A co? Może ty znasz?- śmiał się.
-Uwierz, poznałam i są milion razy lepiej wychowani od Ciebie. Jesteś po prostu gnojkiem, który nie zna wartości niczego oprócz swojej dumy- wzięłam torebkę i wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami. 
Podkuliłam nogi i obserwowałam jak za oknem zachodzi słońce, a niebo z błękitu przemienia się w ciepły pomarańcz. W mojej głowie krąży tylko jedna myśl. Jak on mógł powiedzieć mi takie słowa? Zawsze wiedział, że ich słucham. Sam też lubił ich twórczość. Nie rozumiem go, może jest zazdrosny, zawsze wolałam swoich idoli od niego, bo wiedzieli czego pragną od życia, a jemu w głowie krążyła myśl tylko jak mnie przelecieć. 
       Przycisnęłam poduszkę do twarzy, żeby nikt nie słyszał jak płaczę i opadłam całym ciałem na łóżko. Najpierw cieszyłam się dniem, a później musiał pojawić się ten idiota. Nic tylko się zabić. 
*
-Kochanie, ja idę do Ann. Hej Mike- pocałowała go w policzek- gdzie masz żonę? 
-Jest w kuchni, cały czas coś pichci, choć stół pełny.- Joanna poszła w stronę domu. Przybiliśmy piątkę i Mike od razu zaczął rozmowę.
-Co ci jest człowieku?
-Stary, jestem pijany.
-Jeszcze? Jaka faza, ja pierdole. Mnie żona uzdrowiła z kaca.. a ty jeszcze pijany jesteś.
-Mam nadzieję, że nie zdążę wytrzeźwieć. Nie mów nic Joannie.. ale mam małą skrytkę w samochodzie, także ja stawiam.
-No tak, już wierze. Tylko po pijaku jesteś taki hojny.
-Nie pierdol, kto już jest?
-Joe z Karen, David z Linsey, no i wy. Czekamy jeszcze na Brada, Monicy nie będzie. Oo i właśnie idzie sąsiad. Siemka Martin- to jest Chez, poznajcie się.- Przybiliśmy piątkę. 
-Jestem Martin, jak już słyszałeś, a ty nie musisz się przedstawiać. Ciężko nie znać kogoś takiego jak ty, szczególnie jak się mieszka obok Mike'a.- Wyszczerzyłem się. Normalnie bym tego nie zrobił.. no ale co robi alkohol z człowiekiem.
-Ciebie też miło poznać. Dobra ludzie idziemy pić.- Poszliśmy do ogródka Shinody. Przywitałem się z chłopakami. Usiedliśmy przy dużym stole na tarasie. Joanna zawsze zazdrościła Mike'mu i Ann ulokowania domu. Rzeczywiście, mają przepiękne widoki. Piękny domek na niewielkim wzgórzu. Idealne miejsce. 
-To jak? Odpalaj grilla Mikey!- Joanna z Ann przyszły w końcu z kuchni niosąc sałatki i nasze ciasteczka. Joanna usiadła mi na kolanach i wtuliła się w mój tors.
-Oczywiście Ann, już rozpalam.- Mikey w podskokach dobiegł do dużego murowanego grilla i dołożył węgla. 
-Czekaj pomogę Ci- Brad znienacka wyszedł z drzwi balkonowych. Przywitał się z nami i podszedł do Mike'a. 
-Daj mi te zapałki, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę Mikey.
-Proszę Brad. Radź sobie sam.- Shinoda podał mężczyźnie zapaloną zapałkę. Anna zgasiła ją jednym dmuchnięciem.
-Dajcie mi to dzieci. Jeszcze mi dom podpalicie.
-Ann, ty sobie usiądź. Mike, Brad wyjazd z baru. Ja to zrobię.- Joe szybkim krokiem podszedł do grilla i jednym ruchem rozpalił ogień.
-Joe, jesteś naszym mistrzem!
-No wiadomo. Dawajcie te kiełbaski! 
-Spokojnie Joe. Już podaję.- Linsey wstała i pomogła poukładać kiełbaski na ruszcie. Zrobiło się małe zamieszanie. Wszyscy chodzili w tą i z powrotem. Od stołu do grilla. Miałem z nich niezły ubaw.  Nagle Joanna wstała. Wydałem z siebie dość dziwny okrzyk, przestraszyła mnie.
-Chester? Masz orgazm czy jak? 
-To nierealne, kiedy jesteś w pobliżu Brad.
-Cięta riposta Chaz. 
-Cięte riposty mam w genach.
~*~
-Ludzie jest już północ?!
-Nie południe!
-Zamknij się łaskawie. Polewam!
-Ty już nie trafiasz w kieliszki kochanie, ja się tym zajmę. Oddaj mi tą butelkę Chaz- Mike przytulił Chestera od tyłu i próbował zabrać mu alkohol.
-Hej, hej kociaku nie posuwasz się za daleko?- Chaz odstawił butelkę na stół i odwrócił się w stronę przyjaciela. Jednak Mikey był szybszy. Obiegł go dookoła i wskoczył mu na plecy.
-Chciałeś kociaka to masz myszko!- Mike pocałował go w policzek.
-Mmm, skarbie robi się ciekawie. Może oszczędzimy tym tutaj widoku i od razu skoczymy na górę?
-Kusząca propozycja, ale siedzi tu moja żona i twoja narzeczona...- tu spojrzeli się na mnie i Ann. Wybuchłyśmy śmiechem. 
-Widzisz, nie mają nic przeciwko! Mikey, kotuś no zgódź się..- Tym razem Chester władował się na ręce Shinody i patrzył na niego błagalnym wzrokiem.
-Wiecie co, chyba ja mam coś przeciwko.. Mike kochanie- Ann zbliżyła się do Mike'a i Chestera- zostaniesz tatusiem!- Wszystkich zatkało, Chazz z ogromnym hałasem spadł na posadzkę. Mike wziął  ukochaną na ręce i czule pocałował w już lekko, prawie niewidocznie, zaokrąglony brzuszek.
-Wznieśmy toast za młodego Chestera! Mam nadzieję, że imię będzie po chrzestnym- Bennington wyszczerzył się i w jednej chwili wypił kieliszek za małego Shinodę.


W końcu udało nam się skończyć.. długo czekaliście, wiemy ._. Przepraszamy. Postaramy się teraz dodać szybciej, chociaż poprawianie ocen itd. Ale dla Soldiers wszystko ♥ Dziękujemy za ponad dwa tysiące wyświetleń, jesteście niemożliwe/i *,* Mamy nadzieję, że Was nie zawiódł ten rozdział. Nie długo akcja powinna ruszyć się i będzie ciekawiej (oby!). Ostatnią ocenę pozostawiamy Wam.. ♥
Do następnego , xoxo . 
ChazzyChaz and Chazzy ♥ . 

Będziecie chciały czytać naszego nowego blogu o LP ? (taak, akcja się w tym nie rozpoczęła jeszcze dobrze, a my już następny XD). No więc.. czekamy na odpowiedzi na ten temat, a bliżej wakacji powstanie to opowiadanie :) ♥ 
[edit.] chcecie postać Matt`a w zakładce o bohaterach ? :) 

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdzial 7. ` It's the perfect denial ` ♥


Dedykacja dla Shadowgirl - ponieważ jest więcej Mike`a : D ♥
-* 
Przebudziłam się z myślą, że jest już poranek. Odwróciłam się ciałem w stronę okna i ujrzałam rozgwieżdżone niebo. Bolała mnie głowa, przez co nie spotkałam się w końcu z Joanną, ale później było dobrze i znowu to powróciło. Ubrałam ciepłą, szarą bluzę i usiadłam na parapecie. Uchyliłam okno, jednak piątkowy wieczór dał się niektórym we znaki. Dwóch (raczej) młodych chłopaków, siedziało na chodniku i się śmiali. O śpiewach nie wspomnę. Było zbyt ciemno, żeby określić kto to może być. Po dłuższej chwili przyglądania się im, stwierdziłam, że zimny prysznic pomoże mi na ból głowy. 
Zaczęłam ściągać ubrania i miałam już wchodzić pod prysznic, gdy nagle usłyszałam dźwięk jakby ktoś upadł z sporej wysokości. Przestraszyłam się co to lub kto to może być. Obwiązałam nagie już ciało ręcznikiem i podeszłam do okna. Nic nie ujrzałam. 
-Może mi się tylko zdawało- szepnęłam sama do siebie. 
~*~
Przebudziłam się około dziewiątej rano. Dziwne, że z powrotem udało mi się usnąć. Poszłam do kuchni i nasypałam sobie płatków do miski, dolewając następnie do nich mleko. W szybkim tempie skonsumowałam posiłek i udałam się do starego pokoju, by wyciągnąć czyste rzeczy z walizki. Wybrałam to co leżało pierwsze z brzegu, czyli białą koszulkę i jasne dżinsy. 
-Hej, przeszkadzam?- zza białych drzwi wyłoniła się młoda postać mojej, siedemnastoletniej siostry. 
-Nie no co ty. Wchodź- zaprosiłam ją ruchem ręki. Usiadła na łóżku, a ja koło niej.
-Kim on jest?- zapytała prosto z mostu, patrząc mi w oczy.
-Ale co masz na myśli? Jaki kto jest?- próbowałam się wymigać, ale Alex nie uszło to uwadze.
-No powiedz, nikomu nie pisnę ani słówka. Obiecuję- przyłożyła palec do ust w geście cichoszy. 
-Nadal nie rozumiem- zamachnęłam tak dłońmi, że prawie uderzyłam się spodniami w twarz.
-Proszę Cię, nie udawaj i lepiej odłóż te ciuchy, bo sobie zęby wybijesz.
-Ale ja nie udaję!- trochę podniosłam głos, spojrzałam w jej smutne, czekoladowe oczy i niestety ale nie wytrzymałam- no okej. Opowiem Ci wszystko.
-Jejj!- pisnęła ze szczęścia usadawiając się wygodnie na łóżku. Usiadłam tak jak ona i myślałam jakby to zacząć. 
Alex wpatrywała się we mnie jak w ducha. Skrępowało mnie to nieco, więc odwróciłam wzrok. Dopiero teraz doszło do mnie jak mogła poczuć się Joanna, dowiedziawszy się o moim pobytu w kawiarni z jej narzeczonym. Równie dobrze mogłabym wbić jej nóż w plecy, a i tak by nie bolało tak jak to. 
-Zazdroszczę Ci. Koleś w ramach przeprosin zaprasza Cię do kawiarni gdzie spędzacie trzy godziny! Tęsknisz za nim i to widać, siostrzyczko- złapała kosmyk moich włosów i zaczęła się nimi bawić, tak jak robiła to w dzieciństwie- jednak jest jeden mały szczegół, ma narzeczoną, którą okazuję się być twoja dawna najlepsza przyjaciółka. Nic lepszego nie mogło się trafić. 
-Miałaś mnie pocieszyć, a nie jeszcze bardziej dobijać- sięgnęłam po poduszkę i walnęłam ją nią. 
-Stwierdzam tylko fakty, skarbie- wytknęła mi język i jak najszybciej potrafiła, zeskoczyła z łóżka i podbiegła do drzwi- może masz ochotę na jakieś zakupy, hm?
-No pewnie. Muszę jakoś odreagować!- pobiegłam do łazienki, uprzednio łapiąc ciuchy, z zamiarem nałożenia ich na siebie. 
*
-Zgłodniałam- odparłam, siadając na ławeczkę w centrum handlowym- chodźmy coś zjeść.
-Byłyśmy dopiero w jednym sklepie i to jeszcze z gitarami, a ty już głodna i padasz ze zmęczenia. Co z Ciebie za laska?!
-Normalna, która chce coś zjeść, bo inaczej nie ręczy za siebie. 
-Nawet nie chcę myśleć, jak przechlapane będzie miał z Tobą twój przyszły mąż- wywróciła teatralnie oczami i zaczęła się śmiać.
-A kto mówi, że ja wyjdę za mąż?- spojrzałam na nią spode łba. 
-Ale to nie ja, wczorajsze popołudnie wdzięczyłam się do niesamowicie, przystojnego Chester`a Bennington`a!- zrobiła maślane oczka, paradiując niby moje zachowanie.
-Nie wdzięczyłam się do niego!- szturchnęłam ją mocno w ramię i po chwili wstałam- ja idę kupić sobie pizze. Idziesz?
-No już idę, idę- zaśmiała się i po sekundzie złapała mnie za ramię. Chichocząc z samych siebie doszłyśmy do pizzeri w środku galerii. Podszedł do nas bardzo młody, przystojny kelner. Zamówiłyśmy to co zamierzałyśmy i powróciłyśmy do innego tematu.
-Więc.. co sądzisz o tym całym zdarzeniu?
-Po pierwsze: nie zaczyna się zdania od "więc", po drugie: jeżeli dobrze zrozumiałam z twojego opowiadania, to na moje zależy mu na Tobie. Mimo, iż zna Cię dopiero jeden dzień- podkreśliła to podnosząc palec wskazujący do góry. 
Siedząc na fotelu u fryzjera, przypomniały mi się słowa Chester`a. "...moja narzeczona zdradziła mnie dwa lata temu...". Narzeczona, dwa lata temu, przecież on mówił o Joannie. Dlaczego dopiero teraz to do mnie doszło, przecież mi opowiadała o nim. Walnęłam się z otwartej dłoni w czoło, przez co fryzjerka się wystraszyła. 
-Przepraszam- szepnęłam. Jedno rozwiązanie, które aktualnie przyszło mi do głowy to spotkać się z przyjaciółką i dowiedzieć się coś więcej na temat ich związku. Czy na pewno jest takie szczęśliwe jak ona opisuje.. 
~*~
Obudziłem się z okropnym bólem głowy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Salon? Ale jak ja się tu znalazłem i dlaczego mam na sobie kurtke i buty?! Usłyszałem brzdęk kluczy w drzwiach frontowych. Szybkim ruchem się podniosłem, jednak to był błąd. Zakręciło mi się w głowie i upadłem, obok kanapy. Co za pech.. Do salonu weszła rozpromieniona Anna z torbą, jednak gdy ujrzała mnie w tak okropnym stanie, jej twarz od razu przybrała inny kolor. 
-Co ty najlepszego zrobiłeś ze sobą?!- krzyknęła, klękając przy mnie- gorzej niż z dzieckiem. Zostawiam Cię na jeden dzień, tylko na jeden.. a Tobie wystarczył, żebyś się tak zapuścił. Ile wypiłeś? Mów, co robiłeś, z kim byłeś się napić?
-Z Cheste..
-To wszystko wyjaśnia! Co tym razem się stało, że musieliście się tak narąbać?- usiadła na kanapie, zakrywając dłońmi twarz. Płakała. Tak nie lubię gdy płacze, dlatego z wielkim trudem usadowiłem się obok niej i mocno objąłem ramieniem, przyciskając ją do siebie. 
-Wyjechałaś. Zostałem sam. Brakowało mi tych wypadów z Chesterem do baru. Niestety, wczoraj trochę przegieliśmy. Ale zrozum, musieliśmy odreagować. Przełożenie trasy, wypadek Rob`a, problemy Chaz`a z Joanną. To wszystko zaczęło się sypać w jednym czasie. W dodatku ty mnie zostawiłaś, AŻ na jeden dzień- w tym momencie zachichotała- przepraszam Cię. Wezmę prysznic i ogarnę w domu, a ty idź się rozpakować kochanie- cmoknąłem ją w policzek, a ona powróciła do dobrego humoru. 
-Zanim pójdziesz, powiedz co za problemy ma znowu Chaz. 
-Znasz Joannę, chyba nie trzeba dużo opowiadać.. Chester nie jest pewien co do uczuć wobec niej, w dodatku wczoraj w szpitalu poznał jakąś śliczną dziewczynę, która mu tak zawróciła w głowie, że aż wylał na nią kawę- w tym momencie to ja nie wytrzymałem ze śmiechu.
-Ale on nie miał kawy- odparła zdezorientowana Anna. 
-No ale ona ją miała.. Później gdy zobaczył jak wychodzi ze szpitalu zaprosił ją do kawiarni, w ramach rekompensaty. 
Spędzili tam 3 godziny, no i Chaz jest pod wielkim wrażeniem, jej uroku. 
-Jeszcze nie dojdzie do jego ślubu z Joanną i co wtedy?
-Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że poukłada sobie to wszystko w tej swojej szurniętej łepetynie. Musi wiedzieć kogo kocha, tak jak ja jestem pewien w stu procentach, że kocham Cię najbardziej na świecie.
-Ojj, Mike. Romantyku- zaśmiała się brunetka. Nie umiałem się jej oprzeć, więc złączyłem nasze usta w pocałunku- sam alkohol od Ciebie czuć, ale i tak kocham Cię nad życie- zarzuciła mi ramiona na szyję, a ja w głębi serca wiedziałem, że nie umiałbym oprzeć się innej, niż tutaj obecnej brunetki. 
W południe razem z Anną, zaczęliśmy szykować planowanego grilla. Zostałem przydzielony do pracy w ogórku, gdy brunetka zarządzała w kuchni i nie miałem tam nawet wtępu. Po około godzinie, kiedy już miałem wszystko poukładane, z wielkim kacem wszedłem do kuchni, gdzie stała załamana brunetka.
-Kochanie, musimy pojechać na zakupy i to szybko- podbiegła do mnie Anna i czule pocałowała w usta. Wziąłem ją za rękę, chwyciłem kluczyki w dłonie i ruszyliśmy w kierunku garażu. Otworzyłem ukochanej drzwi, jak na dżentelmena przystało, a sam musiałem usiaść obok kierowcy. Ann przekręciła kluczyk w stacyjce i wyjechała z garażu kierując się w stronę supermarketu. Po upływie piętnastu minut, dojechaliśmy. Złapałem jej dłoń i pchnąłem wózek, który został po chwili wypełniony składnikami na wieczorną imprezkę. 
Anna zaparkowała samochód, wysiadłem i zaniosłem zakupy do kuchni. Kładąc je na blat, zauważyłem sąsiadów, których wypadałoby ostrzec przed głośną imprezą. Pokierowałem się do ich płotu.
-Dzień dobry- przywitałem się z nimi, równocześnie podając rękę na powitanie, mężczyźnie w moim wieku- chciałbym oznajmić, że organizujemy dzisiaj grill, na który wpadną nasi przyjaciele i może być trochę głośno.
-To może kochanie jednak wezmę dzieci ze sobą do mamy, hm?- młoda kobieta spojrzała na swojego męża. Skierowałem wzrok na jej brzuch, czyli, że kolejne w drodze. Nie ryzykowałem, żeby zaprosić ją na imprezę, gdzie będzie pełno alkoholu i zapachu papierosów. To mogłoby jej tylko zaszkodzić. 
-Tak, sądzę, że to będzie dobre rozwiązanie- ucałował ją w czoło, a ona odeszła do dzieci kopiących piłkę. 
-To może żebyś nie siedział sam, wpadnij do nas. Będą przyjaciele, zresztą poznałeś ich już. Będzie fajnie, wypijemy piwko, pogadamy, zagramy w piłkę. Ann się ucieszy, że więcej osób posmakuje jej wyśmienitej sałatki greckiej. Palce lizać!
-No.. właściwie, czemu nie. Przyjdę i wielkie dzięki za zaproszenie. 
-To bądź na siódmą, trzymaj się. Narka!
-Do zobaczenia.
Przed godziną siódmą wieczorem, zaczęli zjeżdżać się ludzie. Zdziwił mnie widok zakochanych w sobie po uszy Chester`a i Joannę. Jeszcze dzień wcześniej zarzekał się, że nie chce już tak tego ciagnąć, mimo to stało się coś bardzo nieprawdopodobnego. Powodem takiego ich szczęścia był chyba alkohol płynący w żyłach mojego przyjaciela. 
~*~
Gdy otworzyłem oczy było już bardzo jasno. Joanny nie było obok, choć zasypiała wtulona we mnie jak dziecko. Wyglądała tak słodko.   
-Kochanie? Gdzie jesteś? 
-W kuchni, chodź na śniadanie. 
Podniosłem głowę.. i nic się nie stało. To dziwne, wczoraj tyle wypiłem z Mike'em i nic? Niemożliwe, śmiałem się jak głupi.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ja nadal jestem pijany. Wstałem i zszedłem do narzeczonej. Stała przy patelni, smażąc jajecznicę. Pocałowałem ją czule w policzek, a ona uśmiechnięta oparła głowę na moim ramieniu. 
-Siadaj do stołu, zaraz podaję! 
-Co? A tak, już siadam- kolejny raz dostała buziaka. Nadal czułem się trochę zbyt radosny. Nie wiem, czy Joanna naprawdę tego nie widzi, czy nie chce przyjąć ego do wiadomości. 
-Dzwoniłeś? 
-Ale gdzie? 
-Nie pamiętasz co mi wczoraj obiecałeś? Naszą rozmowę? 
-Aaa, tak pamiętam. Jeszcze nie dzwoniłem.- W jednej chwili w mojej głowie pojawiła się wizja dzisiejszej nocy.  Mój powrót do domu, rozmowa z Joanną. 
`Wtuliła się we mnie i powiedziała:"przepraszam Cię, strasznie cię przepraszam! Nie wiem co we mnie wstąpiło, że powiedziałam coś takiego". Jej głos załamywał się coraz bardziej. Była bliska płaczu. "Dobrze kochanie, nie płacz już. Wybaczyłem Ci to, wszyscy to zrobiliśmy." Mimo, że alkohol krążył w moich żyłach <przez co tym bardziej powinienem być na nią wściekły> i serce podpowiadało co innego.. Zrobiłem to, wybaczyłem. Mimo, że to tylko słowa, miały nadzwyczaj duże znaczenie. Pocałowałem ją najczulej jak potrafiłem. "Zadzwonisz rano i dowiesz się co u Rob'a?" "Oczywiście" Nie umiem opisać tego co się działo wtedy w mojej głowie. Ona rozpłakała się i wtuliła we mnie. "Ja ciebie też przepraszam, może 
trochę przesadziłem..." Z moich ust płynął potok słów. "Wtedy chciałem, żebyś zobaczyła jak mnie to zabolało, po prostu pragnąłem za wszelką cenę cię zranić. Nie wiem co we mnie wstąpiło.. z resztą wiesz co sie ze mną dzieje kiedy coś mnie ostro wkurwi. Przepraszam kochanie, mimo wszystko, naprawdę przepraszam." "Nic już nie mów, dawno ci wybaczyłam. Choć cały czas zastanawiam się, dlaczego pojechałeś z jakąś kobietą jedną taksówką, po tym jak zostawiłeś mnie samą w szpitalu?" 
"Zaprosiłem ją na kawę." Nagły przypływ szczerości. "Musiałem wynagrodzić jej jakoś to, że zniszczyłem jej koszulę." "No tak, czyli ona była ważniejsza?" "Nie no nie..po prostu. No już ci to tłumaczyłem. Chciałem żebyś cierpiała. Teraz strasznie tego żałuję..nie wybaczę sobie tego..ale mam nadzieję, że chociaż ty to zrozumiesz. Wiem, czasem jestem strasznie okrutny. Po prostu jestem mściwy, od dziecka.. pamiętasz jak ci opowiadałem o Johnie? No właśnie. To chyba najgorsza z moich cech, choć jest ich wiele." "Fakt, czasem mógłbyś przystopować. Nie rozmawiajmy już o tym, chce zapomnieć." Joanna przytuliła mnie mocniej, następnie poszła się wykąpać. Przez ten czas próbowałem ułożyć sobie w głowie cały ten długi dzień. Narzeczona długo nie wracała, więc poszedłem do niej. Miała zamknięta drzwi, wiec powiedziałem prawie szeptem: "Skarbie, otwórz mi. Nie bądź taka." Mimo, że drzwi były zamknięte i wiedziałem, że Joanna tego nie zobaczy, zrobiłem minę zbitego psa. Ona- jakby ją to w niewyjaśniony sposób przekonało- otworzyła mi drzwi w samym ręczniku.` 
        To była długa noc. Mimowolnie uśmiechałem się jak głupi, gdy o tym myślałem. Narzeczona to zauważyła. 
-Stało się coś? Czy cieszysz się tak na widok tej jajecznicy? 
-Na twój widok skarbie- przytuliłem ją. 
Za oknem widniało bezchmurne niebo, słońce oświetlało drewniane szafki idealnie pasujące do czerwonych ścian. Usiadłem przy okrągłym stole na wysokim krześle, narzeczona naprzeciwko mnie. 
-Smacznego. 
-Na pewno będzie smaczne. 
*
-Chester. Cheeeeester, obudź się. Chaz, wstajemy. Spieczesz się na tym słońcu. Musimy zrobić coś na grilla u Mike'a i Ann. 
Otworzyłem oczy. Od razu uderzył mnie blask słońca. Lekki wiatr poruszał liśćmi na drzewach i dawał przyjemne ochłodzenie. Spojrzałem na ręce, cóż trochę się opaliłem. 
-Co? A tak, już wstaję.  
-Co zrobimy do jedzenia? 
-Mikey lubi kiełbaski. 
-Wy obaj je uwielbiacie! Tym zajął się twój przyjaciel. 
-Ahh.. No dobrze, to pieczemy ciasteczka! 
-Ciasteczka? 
-Ciasteczka. 
-Ok. Tylko mamy mało cukru. 
-Jest jeszcze w górnej szafce, mamy wszystko. 
-Dobra, w takim razie... Kto pierwszy w kuchni! 
-Nie zadzieraj ze mną mała! 
Pobiegliśmy ile sił w nogach w stronę kuchni. Joanna walczyła ze mną zawzięcie, choć w efekcie była druga. 
-Nie masz ze mną szans. 
-Zakład ? 
-Zawsze- dostałem przelotnego buziaka w policzek. Słodko. 
-Siemanko, witam w mojej kuchni. Dziś przyrządzimy ciasteczka a'la Chester. Nazwa mówi sama za siebie- będą słodkie i przepyszne. Najpierw przesypujemy mąkę przez sitko, do miski wielkości głowy żyrafy. Następnie mieszamy ją z proszkiem do pieczenia. W innej misce rozbijamy jajka i roztrzepujemy z cukrem. Jednym słowem- kogel mogel! Trzepiemy, trzepiemy.. aż się pięknie roztrzepie. Teraz tajny składnik.. i mieszamy wszystko razem! Ciasto rozkładamy łyżką na blaszce. Wrzucamy do piekarnika na 7 minut. Moja asystentka urabia już masę czekoladową, cudownie będzie gotowa gdy wyjmiemy ciasteczka.- Wczułem się w rolę tandetnych telewizyjnych kucharzy z porannych programów. Joanna śmiała się jak nigdy.- Dobrze, wyjmujemy ciastka i robimy wgłębienia. Moja asystentka robi to najlepiej. Następnie kładziemy masę i do piekarnika na 20 minut! 
-Minąłeś się z powołaniem mój drogi. 
-Dorabiam na tym na chleb dla nas.. nie widziałaś mnie nigdy w cafecafe.tv? Hahahahaha. 
-Brzuch... mnie.. już.. boli.. ahhahahahah!- Joanna skurczyła się na podłodze trzymając się za brzuch. Śmieliśmy się jak za dawnych lat. 
*
-Na pewno zamknąłeś drzwi? 
-Oczywiście, uspokój się. Po raz setny powtarzam: zamknąłem drzwi, garaż i wszystkie okna. Światła powyłączane, ciastka wziąłem i wyglądasz cudownie. 
-No to cudownie. 
-No chodź już.. zamknij te lusterko i chodź. Twoje włosy naprawdę są dobrze ułożone. Nie nie rozmazałaś się. Chodź, Mikey już idzie. 
-Już idę, idę.- Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę domu Shinody. Trzymając się za ręce i obejmując. Mina Mike'a - bezcenna. 




Rozdział dodany z poślizgiem, miał być przed weekendem. Niestety przygotowania do naszego obozu się przedłużyły i dodajemy dopiero po powrocie. Rozdział wprowadza do tego, co będzie w następnym. :) Mamy nadzieję, że się Wam podoba.. ♥ Rozdział z dedykacją [jak napisane wyżej]. Mamy nadzieję, że nie zawiodłyśmy Was.. długo go pisałyśmy i starałyśmy się żeby wyszedł dobrze. xd
Czekamy na Wasze szczere opinie! Komentujcie, polecajcie, zapraszajcie do siebie . ♥ 

ChazzyChaz and Chazzy ♥ .
+ Zapraszamy na naszego drugiego bloga z one shot`ami .. Może ktoś chciałby sobie zamówić? :D
[pisać na tym blogu w komentarzach -> http://anything-happy-one-shot-lp.blogspot.com/ ] ♥ 

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdzial 6. ` Out of touch. `

Dedykacja dla Grey.Cloud
-*
     Wpatrywałam się w jego czarne oczy, w których nie było widać źrenic. Zatraciłam się w jego opowieściach z życia,tras, koncertów. Po tak krótkiej rozmowie od razu wywnioskowałam, że kocha przyjaciół z zespołu. Z przejęciem jakim to mówił, nie słyszałam nigdy u innej osoby. Widać, że kocha to co robi, że za nic w świecie by nie zamienił tego na coś
innego. To fantastyczne wsłuchiwać się w historie opowiadane z takim entuzjazmem, np.
-Mieliśmy organizowaną sesję w Hotelu Ambassador. To było coś strasznego, strach przesiąkł nami na amen. Nie pomagały nam na nic opowiadane historie, gdzie kto został zamordowany, a później gdzie jego ciało zostało przeciągnięte- na samo wspomnienie wzdrygnął się, robiąc przy tym zabawną minę. Mną również zatrzęsło- Na sam koniec dnia, gdy byliśmy już w windzie opowiadałem chłopakom co mnie okropnie wystraszyło. W tamtym momencie winda się zatrzymała, nie chciałabyś widzieć naszych min wtedy i tego jak się baliśmy. Po chwili ruszyła, ale znowu stało się to samo. Nikogo oprócz nas tam nie było,
więc zgoniliśmy to na zasilanie. Po jakimś czasie okazało się, że to Dave majstrował przy tym, żeby nas przerazić.- zaczął się cicho śmiać, zawtórowałam mu. Nie mogłam się oprzeć jego uśmiechu, gdy skierował swój wzrok na mnie po raz kolejny utonęłam w jego oczach.
-Nie chciałabym przebywać z wami wtedy w tej windzie. Jestem bardzo strachliwa, dlatego jak oglądam horrory muszę mieć kogoś koło siebie, inaczej bym już nie żyła- tym razem to ja zaczęłam się śmiać. Dokończyłam deser, polecany przez młodego kelnera, który bardzo mi zasmakował. Dziwne, że mieszkałam tu dziewiętnaście lat i nigdy tu nie przyszłam. Lokal był w barwach brązu i beżu, niezbyt wielki, ale posiadał swój urok. Na ścianach znajdowały się obrazy, pasujące do kolorystyki tego miejsca. Byłam pod wielkim wrażeniem. Wzięłam w dłonie filiżankę kawy i zatopiłam usta w ciepłej cieczy, która aż prosiła się o kolejny łyk.
-Opowiedz teraz ty coś o sobie. Cały czas tylko ja nawijam i nawijam.. Nie nudze Cię? Bo wiesz, może nie masz ochoty słuchać ciągłych opowiadań o Linkin Park i..
-Rzeczywiście nawijasz, ale lubię jak z takim przejęciem opowiadasz o wszystkim- posłałam mu najładniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
-Ale proszę, opowiedz mi coś o sobie. Bo nic prawie nie wiem o Tobie, chciałbym, żeby to się zmieniło- posłał mi łobuzerski uśmiech, przez co o mało nie zakrztusiłam się kawą- o Boże.. Przepraszam nie chciałem. Pięknie, najpierw Cię oblewam, a teraz to.. Przynoszę na Ciebie pecha- przesiadł się bliżej mnie, wziął do ręki serwetkę i wytarł mi spływającą
po brodzie strużkę płynu.
-Nic się nie stało, samo tak wyszło. No więc, co chciałbyś wiedzieć o mnie?- spojrzałam na niego i oczekiwałam odpowiedzi.
-Wszystkiego, rzecz jasna.
-Gdy miałam 19 lat pokłóciłam się z najlepszą przyjaciółką, przespała się z moich chłopakiem. Gdy w końcu się otrząsnęłam zadecydowałam, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Studia to było jedyne co mi przyszło na myśl, zajęłoby mnie to na czas, dopóki nie zrozumiałabym, jak mam postąpić. No i po czterech latach wróciłam tu.. Pogodziłam się z moja przyjaciółką
i jeszcze tego samego dnia, gdy się żegnałyśmy, zaprosiła mnie na swój ślub. Prosząc również, żebym została jej druhną. Zgodziłam się, głupio mi było odmówić, a tak po za tym sądzę, że po tylu latach mogę jej wybaczyć- gdy skończyłam swój długi i nudny monolog, zauważyłam, że ściskam dłonie Chester`a. Podniosłam wzrok, tak, że nasze oczy wpatrywały się w siebie. Chaz naciągnął rękaw bluzy na dłoń i wytarł mi mokre od łez policzki. W jego oczach zauważyłam troskę i zrozumienie. W tym momencie chciałam z całych sił go przytulić, ale nie mogłam sobie pozwolić na takie wybryki. Jednak on jakby czytał mi w myślach, przygarnął mnie w silne ramiona i mocno otulił.
-Wiem, że zdrada to nie jest łatwy kawałek chleba do rozmowy z kimś. Sam to przeżyłem, moja narzeczona zdradziła mnie dwa lata temu. Mimo to wybaczyłem jej, jednak do dzisiaj nie wiem czemu. Wmawiałem sobie, że ją kocham.. Ale prawda jednak jest inna.
   Nie chciałam, żeby mnie puszczał. Przyklejona do jego klatki piersiowej czułam równomierne bicie serca. Wsłuchiwałam się w jego rytm. Jego serce należy do muzyki.. Po raz pierwszy od dawna poczułam się bezpiecznie. Tego mi brakowało, poczucie bezpieczeństwa, a on mi je dawał.

                                                                                                   *
   Usiadłam przed telewizorem z wielką miską popcornu. Koło mnie pojawił się kot mojej młodszej siostry, Alex. Podrapałam go za uszkiem i po chwili leżał ze mną pod kocem. Grzejąc mnie przy okazji w brzuch. Z pilotem w ręku, skakałam po kanałach. Nigdzie nie znalazłam nic sensownego do oglądania. W dodatku myślami cały czas znajdowałam się z Chesterem
w kawiarni. To był zdecydowanie mój najlepszy dzień w życiu. Podeszłam do odtwarzacza DVD i przejrzałam moje stare płyty z filmami. `A walk to remember` mój ukochany film, którego nie oglądałam od wieków. Wsunęłam płytkę i po chwili pojawiły się pierwsze sceny. Powróciłam na miejsce, gdzie siedziałam przed chwilą.
   Przed północą, cała zapłakana wchodziłam po schodach, żeby nikogo nie obudzić. Jak zawsze wzruszyłam się na tym filmie. Gdy stawiałam lewą stopę na schodku, koło nóg przebiegł mi nasz pupil domowy. O mało nie wytrącając mnie z równowagi. Po paru prawie upadkach doszłam do starego pokoju, w którym znajdowały się porozwieszane plakaty takich gwiazd
jak: Linkin Park, Nirvana, Eminem czy Beyonce, którą osobiście uwielbiałam i podziwiałam. Zsunęłam kapcie i po cichu wsunęłam się pod kołdrę. Przymykając oczy miałam przed sobą Chester`a uśmiechniętego, podekscytowanego jak opowiadał o zespole. Po pięciu minutach ciągłego przekręcania się, w końcu usnęłam z bardzo przyjemną myślą...

                                                                                                   ~*~
   Nie mogłem uwierzyć w to co powiedziała mi Maddie. Co było przyczyną jej wyjazdu, opuszczenia rodziny. To było okropne, więc pierwsze co mi przyszło na myśl to przytulić ją z całej siły, żeby wiedziała, że ma na kogo jeszcze liczyć. Na mnie. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Spojrzałem na ekran, Mike. Odebrałem.
-No siemka, Mikey. Co tam?
-Cześć. Słuchaj, mam propozycję. Masz wolny wieczór?
-Tak, nic nie zapowiada się żebym miał jakieś plany. Opowiadaj, co chcesz.
-Wyskoczyć do jakiegoś baru, napić się piwa i pogadać. Tak jak kiedyś. Jak za dawnych czasów, co ty na to?
-Świetnie. To widzimy się o 7pm, tam gdzie zawsze. Narka.
-Pa- po czym się rozłączył. No to będzie okazja, żeby powiedzieć przyjacielowi o dzisiejszych wydarzeniach, związanych z tą wspaniałą dziewczyną. Mam nadzieję, że napotkam ją na swojej drodze jeszcze nie raz.. 

                                                                                 ~*~

      Zanudzę się tu na śmierć, chodź zmienimy lokal! Klimat jakby ktoś umarł! Chodźmy tam, gdzie byliśmy ostatnio- Już trochę podpici wyszli z tego nędznego "klubu''.

Mike skierował się na lewo,  Chester na prawo.  To nie wróżyło nic dobrego.

-Idioto, przecież to w tą stronę.

-Chyba ci na mózg padło! 

-Boli cię?!

-Zaraz może ciebie zaboleć!

-Przepraszam, panowie gdzie się wybieracie?- powiedziała jakaś dość młoda kobieta.

-Nie pani sprawa.

-Do tego nowego klubu. Niech pani z łaski swojej udowodni temu debilowi, że to w tamtą stronę!

-Rzeczywiście, ma pan rację.

-Dziękuję szanownej panience- kobieta odeszła z dość zażenowaną miną, na szczęście ich nie rozpoznała- sama była już dość pijana.

-Mówiłem, że to w tamtą durniu. Chodź i przestań pieprzyć..

-Zamknij się już!- Mike był wściekły, ale gdy weszli do klubu na jego twarzy znów zabłysł uśmiech nr. 4 . Oboje dobrze wiedzieli, że szykuje się długa noc.

-Ta noc jest nasza!

-No to wypijmy za nią!- poleciało już kilka dobrych kolejek, a to był dopiero początek.

-Skoro już tak tu siedzimy, to mów co u Ann.

-A ty co tak o nią pytasz?!

-Bo kurwa lubię.

-Dobrze, skoro musisz wiedzieć. Aktualnie wyjechała do starej, na szczęście wykręciłem się z tego. Siedzę sobie teraz z kumplem, najebany w 3 dupy.. podczas gdy powinienem siedzieć u tej starej żmii. To jest właśnie szczęście stary!- uniósł kieliszek i wypił do dna.

-Doskonale cię rozumiem. Joanna poleciała do jakiejś koleżanki z przed lat. Chciała mnie wziąć, ale nie chce mi się siedzieć i wysłuchiwać historyjek z dzieciństwa.. taki shit i tyle.  Wypijmy za to, że jesteśmy gdzie jesteśmy!

-Ty to tylko byś pił, z resztą mi to odpowiada. Pijemy!

-Musimy wykorzystać tą noc.. dziewczyn nie ma, mamy luz. To nie zdarza się często.  Tak w ogóle, mam ogromną chęć coś odwalić, jak za dawnych lat. Kiedy w klubach już nawet nie pytali co zamawiamy, za dobrze nas znali po codziennych wypadach.

-Ja też, to później.. patrz na tamtego gościa przy stoliku po lewej. Strasznie mnie wkurwia.

-Powinien zdecydowanie dostać za twarzówę.- Nie zapowiadało się ciekawie, ale podeszli do nieznajomego.

-Czego chcecie? Znam was! Wy jesteście z Linkin Park, nie? Mogę autograf?!

-Jasne!- Chazz zawsze chciał uszczęśliwić fanów, choć ten na takiego nie wyglądał. Bardziej przypominał fana muzyki klasycznej, ale to mniejsza.

-CHESTER!

-CO?!- Tutaj Chazz radykalnie zmienił podejście do faceta z którym rozmawiali.

-Sorry, ale nie mogę dać ci tego autografu- zaczął udawać rozgniewanego, obrażonego 3-latka.

-No jak to?

-No tak to, mój przyjaciel mi na to nie pozwala.

-Ale.. przecież mówiłeś, że dasz..

-Oh, tak mi kurwa przykro... Jak mogłem...Jestem takim dupkiem, idiotą... No wiesz jak jest.

-Stary, lepiej chodźmy stąd- Mike nie mógł wytrzymać ze śmiechu.

Dopili ostatniego drinka i wyszli z baru. Latarnie zgasły. Przepiękną uliczkę, którą szli oświetlał jedynie ogromny księżyc. Na niebie nie było ani jednej chmurki.

-Tak w ogóle, muszę Ci coś powiedzieć.

-Wal stary, jestem gotowy na wszystko.

-Pewna kobieta.. no zauroczyła mnie.

-Mówisz tak dlatego, że alko uderzyło ci do głowy ?

-Poważnie idioto, myślę o niej odkąd ją zobaczyłem.
-Wiesz przynajmniej jak ma na imię? Ogólnie przypomnę Ci, że masz narzeczoną, bo pewnie już zapomniałeś.

-Pamiętam, wkurwiła mnie.. wie, że zespół to dla mnie wszystko, a fani są jak tlen.. Ale nie, ona widzi tylko siebie w tym jej pojebanym świecie. Ja to tylko taka czekoladowa posypka na jej idealnym ciastku z kremem, które nazywa życiem.

-Jakie metafory.. stary zapisz to. Już widzę to pierwsze strony gazet, z tytułem: Nowy kawałek Linkin Park `Cake with Cream` już niedługo w sprzedaży na płycie `Unicorns and Lollipops`! Już czuję tę sławę..!

Po tych słowach Chester usiadł ze śmiechu na chodniku przy domku nr. 28. Chwilę później Mike dołączył do niego i obaj śmieli się zagłuszając spokój tej nocy.

-I like unicorns... and you like lollipops... aw yaeh!- Chester nie mógł się powstrzymać, śpiewał płynnie i głośno. Mike nie chciał być gorszy.. zaczął rapować:

-Unicorns and lollipops, aw yeah, aw yeah!

-Brakuje nam tylko gitary..!- Chester przestał się wydzierać, gdyż znowu dostał napadu śmiechu. Mikey popatrzył na zwijającego się Cheza i przypomniał sobie ich pierwsze wspólne wypady na miasto. Gdy dopiero zaczynali się poznawać. Ta noc była wyjątkowo podobna do jednej w ich przygód, niestety za dobrze się nie skończyła..

-Ziemia do Mike'a.

-Co? A tak.. już wróciłem.

-Patrz! Widziałeś to? Jaka laska w oknie.. patrzyła na nas !

-Gdzie, jak?!

-No tam, naprzeciwko. Trzecie okno od lewej, przy balkonie.

-Światło zgasło. Ejj... stary myślisz o tym samym co ja?!

-Margaret Collins. Ehh, co to były za czasy.

-Najlepsza dziunia w mieście.

-Oo tak, jak najbardziej. Szczególnie dobrze wyglądała na tym leżaku.. podkreślał jej kolor oczu- Obydwoje mieli w głowie wizję tego dnia, gdy podglądali opalającą się topless sąsiadkę babci Brada. Te parę minut, kiedy wszyscy z zespołu i rodziny Brada siedzieli przy stole zajadając się sałatką warzywną i pierogami, w czasie kiedy oni dwaj wyszli na podwórko  pod pretekstem przewietrzenia się. Od razu pobiegli pod ogromny dąb babci Delson, wspięli się na najgrubszą gałąź i wpatrywali w córkę starego pana Collins'a. Ona nie zwracając uwagi na otaczającą rzeczywistość zatapiała się w rytmach utworów Nirvany. Chester i Mikey w tym czasie przepychali się na gałęzi, dla jak najlepszego widoku na młodą dziewczynę, trwało to dość długo, mężczyźni walczyli zawzięcie. Nagle ta gałąź która wydawała się tak gruba, tak stabilna i bezpieczna.. zaczęła pękać. Chez i Mikey nawet nie zwrócili uwagi na dźwięki łamiącego się drzewa. Z sąsiedniego domu wyłonili się rodzice Margaret, więc chłopcy trochę przystopowali, żeby państwo Collins ich nie usłyszeli. Dopiero w tym momencie zdali sobie sprawę z tego, że w przeciągu kilku sekund znajdą kilka metrów niżej, na trawniku. W ostatniej chwili złapali się gałęzi wyżej. Wisieli bezwładnie, gdy ich `ławka` spadła z hukiem na ziemię. Nie umknęło to uwadze pana Collinsa. Zauważył ich. Wściekłość ulatniała się z niego, wręcz parując. Krzyknął do córki, aby ta jak najszybciej się ubrała. Choć ona i tak go nie słyszała. On sam biegł już w stronę Cheza i Mike'a, którzy pędem schodzili z drzewa, by uniknąć tego nieprzyjemnego spotkania. Dostali się na ziemię, gdy ojciec pięknej dziewczyny był ok. 2 metry  od nich. Najszybciej jak mogli uciekli z miejsca zdarzenia, śmiejąc się przy tym jak nigdy. Staruszek szybko się zmęczył i dał za wygraną. Wrócił do swojego ogródka klnąc po drodze...

Chwilę zamyślenia przerwał w końcu Mike:

-Wiesz, myślę, że babcia Delson raczej nie wspomina nas za dobrze.

-Najlepsza i tak była Margaret. Wylane na wszystko i wszystkich!- Chester cały czas zwijał się ze śmiechu. Dziewczyna znów się im przyglądała.

-Ejj.. na 100% wiesz o czym teraz myślę.

-Jakby to była jakaś nowość.. czy ty gazet nie czytasz?! Bennoda, telepatia.. taka sytuacja. A tak serio, chyba wiem..!- Ches uśmiechnął się jednoznacznie.

-Patrz, poszła.. szybko!- Przebiegli ulicę i przeskoczyli przez dość niski płot nieznajomej. Jako, że pod jej oknem stała dość wysoka pergola, skorzystali z okazji i wspięli się po niej na balkon. Usadowili się- tradycyjnie- na drzewie rosnącym tuż obok jej balkonu. Mieli idealny widok, choć ich nie było widać za koroną drzewa.

-WIDZISZ TO?!                                                                                                                                                                         

-Stary zamknij się.. pamiętasz, że ona ma nas nie słyszeć?

-A.. no tak. Ale patrz tam.. jej łazienka!

-Co jak co.. mamy szczęście.

-My zawsze mamy szczęście! Pamiętasz tamten koncert..? Rob, Brad, Joe i Dave w innej taksówce tuż za nami utknęli w korku a my na luzie przejechaliśmy!

-I te nerwy chłopaków jak dzwoniliśmy spytać się, jak idzie..!- śmieli się zapominając, że mieli być cicho. Gdy światło w łazience zapaliło się, zamilkli jak zaklęci. Dziewczyna zaczęła rozbierać się do kąpieli.

-Boże najdroższy... TO ONA!- Chester niebezpiecznie zachwiał się na gałęzi. Momentalnie zszedł z drzewa na balkon i ściągnął za sobą Mike'a. Gdy schodzili na ziemię Mike zachwiał się.. i spadł. Wywołało to trochę hałasu, więc najszybciej jak potrafili uciekli z miejsca zdarzenia. Przecznicę dalej Mike zatrzymał się, cały zziajany usiadł na ławce w parku czekając na wyjaśnienia.

-Ches do cholery.. taka dobra laska a ty odwalasz takie cyrki!

-Ty nic nie rozumiesz.. to ona, byłem z nią dzisiaj w kawiarni.. Boże, błagam.. oby mnie nie poznała!

-To ta laska, która cię zauroczyła? Nie  mów, że ci uległa i poszła na kawę?!

-Jak tu się oprzeć takiemu przystojniakowi!

-Tak, tak, racja. Ale czekaj.. jak to się w ogóle stało, że ją zaprosiłeś?!

-Pamiętasz.. wychodziłem z sali po tej kłótni, a ona pojawiła się przede mną w ułamku sekundy i tak jakby wylałem ja nią kawę.

-Nie miałeś kawy durniu.

-Ona ją miała cymbale, słuchaj dalej.. wiesz, od razu urzekło mnie jej uderzające piękno. Ciemne, długie loki, oczy czarne jak perełki, malinowe usta, jasna cera. Idealny makijaż, idealna figura, idealny strój który poplamiłem. Żadnej innej dziewczynie nie zaproponowałbym kawy na przeprosiny, ale ona.. po prostu gdy ją zobaczyłem cała złość ze mnie uleciała, nastąpiło ukojenie, czaisz?! To nie było normalne, serce biło szybciej, oddech przyspieszył. Niestety, odwróciła się i poszła. Czekałem jak jakiś zdesperowany nastolatek przed wejściem, żeby ją jeszcze złapać. Udało się, siedzieliśmy chyba z 3 godziny w jakiejś kawiarni. To raczej nie w moim stylu, ale z nią po prostu wszędzie byłoby idealnie.

-To się wkopałeś. Przynajmniej wiesz gdzie mieszka!- Mikey wyobrażał sobie dziewczynę, która daje policzka Chesterowi, gdyż ten, po pierwszej randce podglądał ją w łazience z gałęzi drzewa. Nie wytrzymał, wybuchł śmiechem jak opętany.

-Stary, to nie jest śmieszne.. ale, dobra koniec smentów. Dawno nic nie piliśmy nie?!

-Taa, chodź poszukamy jakiegoś klubu. Ale.. Ches, co z Joanną?

-Nie mam pojęcia. Nawet nasz spostrzegawczy Joe nie wymyśliłby co zrobić z tym fantem.

-Hahahaha!

-Chodź, może wejdziemy tutaj?

-Spoko.. chodź- Mężczyźni weszli do środka, jednak już od progu Ches zawrócił.

-Co się dzieje?!

-Patrz kto siedzi przy barze.

-Nie miała być z przyjaciółką czy z kimś tam?! Chodź zapytamy czy nic jej nie jest..

-No dobra.

-Ooo cześć. Co wy tu robicie?

-Chcieliśmy się zabawić. Tak raz na jakiś czas trzeba się wyrwać z domu i zaszaleć.
-No tak, racja.

-A ty nie miałaś być z przyjaciółką?- powiedział Chaz, który dotąd milczał.

-Miałam.. ale źle się czuła, nie chciałam jej przemęczać. Dlatego też siedzę tu sama.

-Zawsze może panienka napić się ze mną, zawsze do usług.. w końcu kilka kolejek już nam ładnie poszło- dyskusję przerwał barman, najwyraźniej nieprofesjonalny, gdyż sam był już pijany.

-Może pan łaskawie zamknąć tę krzywą mordę i nie wtrącać się w cudze sprawy?!- Chez był już mocno podminowany. Jeszcze chwila i wybuchnie.. barman wytrącił go z równowagi.

-Chester, kochanie uspokój się.. przecież to nic takiego..

-Właśnie Ches, spokojnie..- Mike wyczuwał co zdenerwowało przyjaciela, chciał go jak najszybciej odciągnąć od Joanny, nie chciał, żeby kłócili się w jakimś barze, obaj pijani. To nie mogło się skończyć dobrze.- chodź musimy jeszcze gdzieś zajrzeć, pamiętasz?- Chester zrozumiał plan Mike'a i udając, że mu się opiera wyszedł z klubu `pchany` przez kumpla.

-No nie wierzę- Ches trząsł się ze złości.- Niech sobie popija o 4 nad ranem z barmanem. Okey.

-Ty idioto i kretynie! Widziałeś, że jest pijany..? Mógł to wszystko równie dobrze zmyślić, leciał na Joannę. Było widać.

-A wiesz co, jebać to.- Wziął z ziemi jakiś kamień i cisnął w czarną otchłań za ich plecami. Uszli 2 kroki, gdy usłyszeli dźwięk rozbijanego szkła.

-Ty idioto, kretynie, cymbale....! Trafiłeś w jakieś okno!- Ruszyli przed siebie, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Skryli się na pobliskim placu zabaw śmiejąc się przy tym jak (chyba) nigdy wcześniej. Zamówili taksówkę. Stwierdzili, że lepiej jeśli wrócą już do domów. Nie wiadomo co się jeszcze może stać. Taksówka podjechała, gdy wokół zaczęły zjeżdżać się samochody policyjne. Wsiedli i od razu podali adresy. Odjechali w pośpiechu, najwyraźniej kierowca również jak najszybciej chciał wrócić do domu.

Za szybą przebiegał nocny obraz miasta. Przyjaciele uspokoili się, wpatrując w melancholijną przestrzeń. Taksówka zatrzymała się przed domem Chestera.

-To do wieczora stary, grill u nas, pamiętasz?

-Jasne, na razie!- Chester wyskoczył z taksówki i szybkim krokiem poszedł do drzwi  domu. Otworzył bez klucza. W środku była już Joanna.

W pośpiechu zdjął buty i kurtkę i pobiegł na górę, do ich wspólnej sypialni. Joanna stała przy oknie wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Gdy usłyszała głośny oddech ukochanego odwróciła się. Patrząc na siebie nawzajem wymiękli, od razu wpadli sobie w ramiona z całą stertą przeprosin.



No i oto obiecany rozdział, w zamian za 1000 wejść ! 
Dziękujemy wam bardzo .. jesteśmy prze-szczęśliwe  :D  
Tradycyjnie pisały : ChazzyChaz i Chazzy   :D
Musicie wiedzieć, że kochamy Bennodę. Macie tu link do cuudaśnego gifa :
Komentujcie, krytykujcie, podziwiajcie .. co tam zapragniecie : )) 

& Linkin Park Soldiers łączmy się i ściągajmy Linkinów do Polski again ! ♥

Chazzy ♥

[edit.] przepraszamy, za błędy, które niestety są, nawet jeżeli są poprawione to nie znikają czasami . ;// . Zapraszamy do oglądania zakładek u góry . ♥