niedziela, 26 maja 2013

Rozdzial8. `I’m getting back what I gave`

Rozdział dedykowany naszej przyjaciółce Darii. Nasza nowa czytelniczka :)
-*
    Wyjrzałam przez okno, słońce świeciło jak nigdy w te wakacje. Przebrałam się w kremową sukienkę do
połowy ud, włosy splotłam w warkocza i ruszyłam na poszukiwanie butów. Gdy w końcu udało mi się znaleźć białe sandałki na delikatnym obcasie, poinformowałam siostrę, że wychodzę.
-Gdzie?
-Do szpitala, chcę zobaczyć co z Rob`em- wyszłam z domu równie szybko jak odpowiedziałam.
Skierowałam się na przystanek autobusowy, od tamtego wypadku mam lęk przed taksówkami. Trochę to potrwa zanim znów zacznę nimi jeździć. Usiadłam na ławeczce i czekałam na przyjazd pojazdu. Minęło dobre 15 minut, zanim autobus się zjawił. W tym czasie zdążyłam opalić sobie ramiona i dekolt, czułam lekkie pieczenie na skórze. Wsiadłam do zatłoczonego pojazdu, uprzednio kupując odpowiedni bilet. Usiadłam na wolne miejsce i zaczęło mnie dręczyć wrażenie, że coś się wydarzy. Niekoniecznie pozytywnego. 
Wchodząc do budynku przeszły mnie dreszcze. Nienawidzę takich miejsc, białe ściany, wysterylizowane podłogi i sztucznie uśmiechnięte recepcjonistki. Podeszłam do jednej z nich, na całe szczęście obok pojawił się lekarz Bourdon`a. Od razu mnie rozpoznał.
-Obudził się dzisiaj nad ranem, przewidywałem, że dłużej to potrwa, ale ma na prawdę silny organizm i już nie długo z tego wyjdzie. Narzeka jedynie na ból rąk i że długo nie będzie mógł grać.
-Zaprowadzi mnie pan do niego?
-Oczywiście, proszę za mną- skierowałam się za mężczyzną w białym fartuchu. Po dwóch minutach drogi białym korytarzem, przekroczyłam próg sali, w której leżał młody perkusista. Lekarz kazał usiąść mi przy łóżku, a sam zaczął poprawiać mu kroplówkę. Perkusista się zaczął rozbudzać.
-Czy już umarłem?- spojrzał na mnie zamglonymi oczami. 
-Nie. Żyjesz, jesteś wśród żywych- uśmiechnęłam się szczerze.
-To dlaczego widzę anioła?- zaśmiałam się. 
-Dobry tekst na podryw.
-To kim jesteś jak nie aniołem?
-Dziewczyną, która też brała udział w tym wypadku co ty, tylko, że ja wyszłam bez szwanku. Miałam więcej
szczęścia od Ciebie- spuściłam wzrok, zrobiło mi się go jeszcze bardziej żal. 
-Ej, nie smutaj! Wszystko będzie dobrze, nie długo wyjdę z tego.
-Gdybym może nie wsiadła do tej taksówki to by Ci się nic nie stało, nie przekładalibyście trasy. Wszystko 
przeze mnie.
-Jak nie ty, to ktoś inny by wsiadł. A szczerze mówiąc, wolę siedzieć tutaj z Tobą niż z kimś innym. 
-Miło mi- czułam jak na moje policzki napływa fala rumieńców. 
-Orientujesz się w sprawach zespołu. Fanka?
-Największa na świecie!- odpowiedziałam chyba trochę za głośno. Rob się tylko zaśmiał. 
-Więc nie muszę Ci się przedstawiać, ale pragnę poznać Twoje imię. Zdradzisz mi je, aniele?
-Maddeline, ale dla przyjaciół Maddie. 
-Zaliczam się do tego grona?
-Jak najbardziej! Jesteś w końcu jednym z moich największych idoli. 
Rozmowa trwała w najlepsze. Pomijając rozmowę z Chesterem w kawiarni ta jest kolejna, której nie 
zapomnę do końca życia. Nie sądziłam, że Rob jest tak zabawnym facetem. Cały czas opowiadał o żartach, które robią sobie nawzajem z chłopakami. Dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy na temat każdego z nich. Niektóre historie znałam już od Bennington`a. Jednak, miło było posłuchać je znowu, tymbardziej z ust kogoś innego.
-Mogę Ci zaufać?
-No pewnie- odpowiedziałam zanim zdążył złapać oddech po wypowiedzianym pytaniu.
-Mam taki plan, lekarz już wie i mi pomoże. No więc, chcę udawać, że mam amnezję i kompletnie nic nie pamiętam.Wiem, że chłopaki będą na mnie wścielki za to, ale chcę ujrzeć na własne oczy jak się tym przejmą i będą się starali żebym wszystko sobie przypomniał. Wchodzisz w to?
-No dobrze, ale co ja bym miała robić?
-Odwiedzać mnie, próbować przypomnieć mi parę rzeczy, a co najważniejsze poznasz cały zespół!
-Dobrze, zgadzam się. Kiedy mam Cię ponownie odwiedzić?
-Pojutrze, jutro mam przez cały dzień jakieś badania, a lekarze nie rozumieją, że czuję się świetnie.
-Dobrze przyjdę po południu. Zdrowiej, pa. 
-Pa- pomachał mi dłonią, którą ledwo dał radę unieść. Uczyniłam ten sam gest z uśmiechem. Wyszłam z sali i zderzyłam się z kimś. Spojrzałam na tą osobę. Zatkało mnie..
-Maddie? Jak dobrze Cię widzieć.
-Nie wiem czy moja odpowiedź też by tak zabrzmiała.
-Minęło tyle czasu, nadal jesteś zła?
-A ty byś nie był? Matt przestań żyć w swoich bajeczkach i spójrz prawdzie w oczy. Zraniłeś mnie i to bardzo!
-Przepraszam! Nie chciałem! Żałuję najbardziej na świecie, brakuje mi Ciebie. Wróć do mnie. Daj chociaż 
zaprosić się na kawę- jego żal w głosie doprowadził do tego, że się zgodziłam.
-Niech Ci będzie- po upływie dwudziestu minut, siedzieliśmy już w kawiarni. Złożyliśmy zamówienie.
-Masz kogoś?
-Nie. Nie umiałam nikomu zaufać po tym co mi zrobiłeś.
-Ile mam jeszcze razy przepraszać?!
-Zrozum, wybaczyłam Ci wtedy ale nie na tyle, żeby znowu z Tobą być. To nie wróci. Już nie czuję do Ciebie tego co kiedyś, zrozum. To uczucie ulotniło się jak powietrze dawno temu.
-Ja nie potrafię fukncjonować bez Ciebie. Nadal trzymam nasze wspólne zdjęcia. To w Tobie byłem zawsze 
zakochany, to Tobie pożyczałem zabawki w piaskownicy, nie Joannie! Pamiętasz prezent na piętnaste urodziny?
-Pamiętam- czułam jak morze łez napływa do moich oczu. 
`-No chodź szybko! Spodoba Ci się!- ciągnął mnie za rękę Matthew. 
-No przecież idę, trzymasz mnie za rękę- śmiałam się z jego roztrzepania. Zawsze tak miał kiedy obchodziłam urodziny. Doszliśmy do drzewa, przy którym zawsze siedzieliśmy. Podeszłam bliżej i przeczytałam napis, który wyrył dla mnie mój przyjaciel.`
-Na zawsze razem, mimo przeciwności losu. M&M- wyrecytował tekst, który prześladował mnie przez pół roku po zerwaniu. Mimo, że wtedy miał na myśli przyjaźń, dopiero później zdecydowaliśmy się na związek. 
-Ale nas jako para już nie ma i nie będzie. Wiem, że przyjaźni na pewno nie chcesz. Nic innego nie mogę Ci 
zaoferować. Przykro mi.. 
-Chcesz żeby tak zakończył się nasz związek? Nie tęsknisz za tym co było?
-Nie. Czy taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje?- zapytałam z lekkim zdenerwowaniem. 
-Wolałbym usłyszeć `tak`. Chociaż ty pewnie nadal wierna tym swoim chłopaczkom z Linkin Park, co? Wierzysz, że będziesz z którymś z nich? Mylisz się, w końcu Joanna wychodzi za twojego kochanego Chesterka- wyśmiał mnie. Po prostu mnie wyśmiał. 
-Wiesz co? Pieprz się, mam dość Ciebie i tego co mówisz o ludziach, których nie znasz!
-A co? Może ty znasz?- śmiał się.
-Uwierz, poznałam i są milion razy lepiej wychowani od Ciebie. Jesteś po prostu gnojkiem, który nie zna wartości niczego oprócz swojej dumy- wzięłam torebkę i wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami. 
Podkuliłam nogi i obserwowałam jak za oknem zachodzi słońce, a niebo z błękitu przemienia się w ciepły pomarańcz. W mojej głowie krąży tylko jedna myśl. Jak on mógł powiedzieć mi takie słowa? Zawsze wiedział, że ich słucham. Sam też lubił ich twórczość. Nie rozumiem go, może jest zazdrosny, zawsze wolałam swoich idoli od niego, bo wiedzieli czego pragną od życia, a jemu w głowie krążyła myśl tylko jak mnie przelecieć. 
       Przycisnęłam poduszkę do twarzy, żeby nikt nie słyszał jak płaczę i opadłam całym ciałem na łóżko. Najpierw cieszyłam się dniem, a później musiał pojawić się ten idiota. Nic tylko się zabić. 
*
-Kochanie, ja idę do Ann. Hej Mike- pocałowała go w policzek- gdzie masz żonę? 
-Jest w kuchni, cały czas coś pichci, choć stół pełny.- Joanna poszła w stronę domu. Przybiliśmy piątkę i Mike od razu zaczął rozmowę.
-Co ci jest człowieku?
-Stary, jestem pijany.
-Jeszcze? Jaka faza, ja pierdole. Mnie żona uzdrowiła z kaca.. a ty jeszcze pijany jesteś.
-Mam nadzieję, że nie zdążę wytrzeźwieć. Nie mów nic Joannie.. ale mam małą skrytkę w samochodzie, także ja stawiam.
-No tak, już wierze. Tylko po pijaku jesteś taki hojny.
-Nie pierdol, kto już jest?
-Joe z Karen, David z Linsey, no i wy. Czekamy jeszcze na Brada, Monicy nie będzie. Oo i właśnie idzie sąsiad. Siemka Martin- to jest Chez, poznajcie się.- Przybiliśmy piątkę. 
-Jestem Martin, jak już słyszałeś, a ty nie musisz się przedstawiać. Ciężko nie znać kogoś takiego jak ty, szczególnie jak się mieszka obok Mike'a.- Wyszczerzyłem się. Normalnie bym tego nie zrobił.. no ale co robi alkohol z człowiekiem.
-Ciebie też miło poznać. Dobra ludzie idziemy pić.- Poszliśmy do ogródka Shinody. Przywitałem się z chłopakami. Usiedliśmy przy dużym stole na tarasie. Joanna zawsze zazdrościła Mike'mu i Ann ulokowania domu. Rzeczywiście, mają przepiękne widoki. Piękny domek na niewielkim wzgórzu. Idealne miejsce. 
-To jak? Odpalaj grilla Mikey!- Joanna z Ann przyszły w końcu z kuchni niosąc sałatki i nasze ciasteczka. Joanna usiadła mi na kolanach i wtuliła się w mój tors.
-Oczywiście Ann, już rozpalam.- Mikey w podskokach dobiegł do dużego murowanego grilla i dołożył węgla. 
-Czekaj pomogę Ci- Brad znienacka wyszedł z drzwi balkonowych. Przywitał się z nami i podszedł do Mike'a. 
-Daj mi te zapałki, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę Mikey.
-Proszę Brad. Radź sobie sam.- Shinoda podał mężczyźnie zapaloną zapałkę. Anna zgasiła ją jednym dmuchnięciem.
-Dajcie mi to dzieci. Jeszcze mi dom podpalicie.
-Ann, ty sobie usiądź. Mike, Brad wyjazd z baru. Ja to zrobię.- Joe szybkim krokiem podszedł do grilla i jednym ruchem rozpalił ogień.
-Joe, jesteś naszym mistrzem!
-No wiadomo. Dawajcie te kiełbaski! 
-Spokojnie Joe. Już podaję.- Linsey wstała i pomogła poukładać kiełbaski na ruszcie. Zrobiło się małe zamieszanie. Wszyscy chodzili w tą i z powrotem. Od stołu do grilla. Miałem z nich niezły ubaw.  Nagle Joanna wstała. Wydałem z siebie dość dziwny okrzyk, przestraszyła mnie.
-Chester? Masz orgazm czy jak? 
-To nierealne, kiedy jesteś w pobliżu Brad.
-Cięta riposta Chaz. 
-Cięte riposty mam w genach.
~*~
-Ludzie jest już północ?!
-Nie południe!
-Zamknij się łaskawie. Polewam!
-Ty już nie trafiasz w kieliszki kochanie, ja się tym zajmę. Oddaj mi tą butelkę Chaz- Mike przytulił Chestera od tyłu i próbował zabrać mu alkohol.
-Hej, hej kociaku nie posuwasz się za daleko?- Chaz odstawił butelkę na stół i odwrócił się w stronę przyjaciela. Jednak Mikey był szybszy. Obiegł go dookoła i wskoczył mu na plecy.
-Chciałeś kociaka to masz myszko!- Mike pocałował go w policzek.
-Mmm, skarbie robi się ciekawie. Może oszczędzimy tym tutaj widoku i od razu skoczymy na górę?
-Kusząca propozycja, ale siedzi tu moja żona i twoja narzeczona...- tu spojrzeli się na mnie i Ann. Wybuchłyśmy śmiechem. 
-Widzisz, nie mają nic przeciwko! Mikey, kotuś no zgódź się..- Tym razem Chester władował się na ręce Shinody i patrzył na niego błagalnym wzrokiem.
-Wiecie co, chyba ja mam coś przeciwko.. Mike kochanie- Ann zbliżyła się do Mike'a i Chestera- zostaniesz tatusiem!- Wszystkich zatkało, Chazz z ogromnym hałasem spadł na posadzkę. Mike wziął  ukochaną na ręce i czule pocałował w już lekko, prawie niewidocznie, zaokrąglony brzuszek.
-Wznieśmy toast za młodego Chestera! Mam nadzieję, że imię będzie po chrzestnym- Bennington wyszczerzył się i w jednej chwili wypił kieliszek za małego Shinodę.


W końcu udało nam się skończyć.. długo czekaliście, wiemy ._. Przepraszamy. Postaramy się teraz dodać szybciej, chociaż poprawianie ocen itd. Ale dla Soldiers wszystko ♥ Dziękujemy za ponad dwa tysiące wyświetleń, jesteście niemożliwe/i *,* Mamy nadzieję, że Was nie zawiódł ten rozdział. Nie długo akcja powinna ruszyć się i będzie ciekawiej (oby!). Ostatnią ocenę pozostawiamy Wam.. ♥
Do następnego , xoxo . 
ChazzyChaz and Chazzy ♥ . 

Będziecie chciały czytać naszego nowego blogu o LP ? (taak, akcja się w tym nie rozpoczęła jeszcze dobrze, a my już następny XD). No więc.. czekamy na odpowiedzi na ten temat, a bliżej wakacji powstanie to opowiadanie :) ♥ 
[edit.] chcecie postać Matt`a w zakładce o bohaterach ? :)